Waszlowani

Waszlowani było głównym celem naszej podróży. Specjalnie dla tysięcy hektarów tego parku wypożyczyliśmy samochód. Nęciły nas setki kilometrów polnych dróg, wulkany błotne, stada antylop i trawy, kamienie, piach. Schody zaczęły się w administracji parku. Nie dostaliśmy pisemnego pozwolenia na nocleg na terenie rezerwatu, a Pani rzeczowo poinformowała nas, że odradza odwiedziny ze względu na stan dróg. Od kilku dni pada, gliniano-ilaste podłoże nie nadaje się dla większości samochodów i dla znacznej większości kierowców. Skłamaliśmy, że mamy auto z napędem 4×4, agresywne opony i kierowcę z dużym doświadczeniem. Wszystko, żeby zobaczyć trawy, kamienie i piach. Jeśli utkniecie nikt wam nie pomoże, nawet nie mamy sprzętu.

Do Waszlowani prowadzi jedna droga. Na każdym kroku spotkasz tablice z informacją jak tam dojechać. W pewnym miejscu musisz skręcić w prawo. W miarę porządny asfalt zostaje za Tobą, a Ty kilka kilometrów tłuczesz się po dziurawej, popękanej betonowej dróżce. Wreszcie docierasz do wsi. Tu z przyjemnością odbijasz w bok. Masz już dość dziur i kałuż. Teraz dróg jest wiele i wszystkie prowadzą do Waszlowani. Jedne biegną bardziej w prawo, inne ostro atakują pagórki, alternatywne łagodnie je omijają. Niektóre przecinają potok, który czasem całkowicie je zalewa. Wszystko zależy od aktualnej pogody, którąś drogą na pewno dojedziesz. Wokół ciebie są pagórki, aksamitne i niepozorne. No i trawy, kamienie, piach. Dopóki drogi były dosyć twarde i kamieniste szło nam całkiem dobrze. Niestety podłoże się zmieniło. Kamienie zniknęły, a wyznaczone trasy były prawie nieutwardzone. Błoto. Błoto zalepiało koła, mieszało się z trawą. Tak powstała sieczka dodatkowo utwardzała zbierający się materiał. Do tego więcej błota i więcej trawy. W końcu twój elegancki Ford Escape przestał jechać. Błoto szczelnie zakleiło przestrzeń pomiędzy tylnym kołem i nadkolem. Do tej pory nie wiem jak udało nam się wyjechać. Chyba uratowało nas doświadczenie kierowcy i jego pozorny spokój. Żadna z dróg nie doprowadziła nas do Waszlowani. Widzieliśmy tylko trawy, kamienie i piach.

Do końca dnia padało. Razem z deszczem spłynął z nas cały entuzjazm. Miało być lepiej. Jesteśmy wściekli i wiemy, że wrócimy do Waszlowani. Może jeszcze do Azerbejdżanu, gdzie są już tylko trawy, kamienie i piach.

 

Dodaj komentarz